• Share this text:
Report Abuse
Untitled - posted by guest on 1st February 2020 10:42:52 PM

Magdalena Sroka: Czego nie lubisz na scenografii?

Magdalena Zając: Hmm… To jest trudne pytanie, mam kilka takich rzeczy, których nie lubię. Nie lubię jak ktoś mi narzuca swoje zdanie, ale to mi się akurat osobiście nie zdarza. Ja zawsze te zasady staram się łamać, nie dla samej idei łamania zasad, tylko dlatego że czasem mam inne myślenie. Ale jakby ktoś kazał mi zrobić coś „tradycyjnego” i 1:1 tak jak jest napisane w tekście z początku XX wieku to nigdy bym tak nie zrobiła. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, że robię coś tradycyjnie, to nie jest mój teatr i moje osobiste zdanie jest takie, że to jest tak jak przeczytanie tekstu, a ja lubię, żeby coś mnie poruszyło i lubię się zbulwersować. No i bardzo mnie wkurza, że współpraca ze szkołą teatralną jest na zasadzie, że my to robimy sami, a tak naprawdę nie ma zajęć łączonych z reżyserią i my wszyscy na tym cierpimy, bo my potrzebujemy ich a oni nas. W wielu krajach tak jest, że ta scenografia jest w szkołach teatralnych…

MS: Bo generalnie inaczej jest jak się zderzysz z kimś kto potem będzie to wystawiał.

MZ: Wiadomo, że to widzenie plastyczne jest bardzo ważne, ale mam wrażenie, że jednak lepiej jest skonfrontować się z ludźmi na takiej uczelni, ewentualnie w porozumieniu z ASP, jeśli chodzi o te zajęcia bardziej „artystyczne”. To jest zupełnie inna jakość, gdy scenograf robi korekty wcielając się w rolę reżysera, a co innego jak przychodzi reżyser. To też są różne osoby, czasem oni nie mają wyobraźni plastycznej, więc my sobie mówimy i tłumaczymy, ale część z nich nie zaczai, póki fizycznie tego nie zobaczy. Więc jest to zderzenie potem, kiedy nagle przychodzimy i okazuje się, że jest inaczej niż się tu uczymy.

A ty masz jakieś zastrzeżenia? Czego nie lubisz w rzeźbie jako w studiach?

MS: Hmmm… Daj mi chwilę. Nie lubię tego, że rzeźba na Akademii jest robiona stricte pod Akademię, że nie ma w sumie takiej przestrzeni, w której my moglibyśmy się wystawić, oczywiście pod szyldem Akademii, bo to wszystko musimy załatwić na własną rękę. Jeśli się dostaniesz na jakąś wystawę będąc studentem załóżmy drugiego, trzeciego roku, co jest bardzo możliwe, ewentualnie jest to wystawa zbiorowa, gdzie stawiasz jeden swój klocuszek gdzieś w kącie. No i właśnie to jest tak wszystko pod Akademię, żeby nie było za bardzo odchylone w którąś stronę, że jeżeli przyjdą dzieci na wystawę to żeby nie czuły się zniesmaczone, że jeżeli się do czegoś podejdzie to żeby to kogoś nie ukłuło. Robiąc wystawę końcoworoczną musieliśmy patrzeć na ekspozycję, żeby przechodząc koło tego nic się nie rozpadło, więc rzeźba musi być wyeksponowana gorzej po to, żeby działać na korzyść innych i żeby wszystko było takie zrównoważone.

MZ: Ale to zależy od profesora?

MS: Nie, raczej to ma być po prostu takie ujednolicone. I też nie lubię tego, że jako rzeźba jesteśmy trochę upchnięci, że ciężko jest znaleźć przestrzeń dla siebie. To jest raczej trudne pytanie.

MZ: A jaki masz stosunek do wystaw końcoworocznych?

MS: Generalnie nie cierpię. Raczej nie jestem fanką przyjścia gdzieś, gdzie nie ma tematu przewodniego, jest ogromny misz-masz, dlatego po zobaczeniu 15 prac w pewnym sensie czaszka ci paruje, bo jeżeli idziesz na wystawę to ona jest spójna, a tutaj ona nigdy nie jest spójna. I z jednej strony to jest fajne, bo masz dużo ciekawych rzeczy, ale z drugiej strony wszystko ginie, bo jeżeli wszystko drga w jakimś sensie to tak naprawdę jest szum, a nie sztuka.

MZ: Bo ja mam trochę odwrotnie. Jeżeli idę na wystawę to faktycznie lubię mieć ten temat przewodni i lubię jak jest wszystko „pięknie” i tak dalej, ja zwracam bardzo dużą uwagę na ekspozycję. Czasem idę gdzieś do muzeum, które mnie w ogóle nie interesuje, ale myślę „kurcze, jak to jest super zrobione!”, myślę, że to jest naprawdę super ważne, bo czasem masz super prace, które są kiepsko wyeksponowane i aż ci się nie chce ich oglądać, od razu mam wtedy jakąś mniejszą motywację. Ale jak idę na Akademię, na wystawę końcoworoczną, bo staram się też chodzić po innnych wydziałach w miarę możliwości, to jest dla mnie jakaś umowna sytuacja, że ja wiem, że to nie jest galeria i że dla mnie to wcale nie musi udawać pięknej przestrzeni ekspozycyjnej, chociaż w tym roku na malarstwie, już nie pamiętam w której pracowni, była pomalowana podłoga…

MS: Tak, to było fajne.

MZ: … i to było super. Ale ja nadal wiem, że ta przestrzeń nie jest nie wiadomo czym i jak idę na inny wydział, gdzie nie znam ani profesorów, ani ludzi zazwyczaj, to chcę zobaczyć jak najwięcej. I są takie pracownie, gdzie jest to zrobione w bardzo „galeryjny” sposób i tak naprawdę trochę mnie to drażni, bo te prace są wtedy dobierane pod siebie, kolorystycznie i tak dalej… I ja wcale nie wiem czy one są najlepsze.

MS: I jest taki budyń po prostu.

MZ: Tak. I wolałabym zobaczyć więcej, żeby zobaczyć cały przekrój tego, co się tak robi, co tam powstaje.

MS: A nie to, co pasuje.

MZ: A nie to, co pasuje. I wtedy to może wygląda kiepsko, tak jak w pracowniach malarskich pierwszego roku, tam jest po prostu tapeta na ścianie. Ale z drugiej strony mogę sobie zobaczyć co chcę. Gdzieś mi czasem tego brakuje. Nawet u nas się tak robi, że wybiera się mniej, żeby było ładnie, a ja bym chciała sama sobie ocenić co mi pasuje. Bo jesteśmy nadal studentami.

MS: U nas kładziony jest duży nacisk na to jaki jest progress, szczególnie w rysunku. Przychodzisz, robisz rysunek taki sobie, wychodzisz i robisz dobry, po prostu. I wiadomo, że na wystawie każdy chce pokazać coś dobrego, ale jednak jeśli przychodzi osoba z zewnątrz to wydaje mi się, że dużo więcej by jej dało zobaczenie ile można w pół roku, jak może świadomość się zmienić kompletnie, bo są takie przypadki, że w pół roku powstaje coś niesamowitego, a zaczynamy na etapie szkolnym.

MZ: U nas na wystawie są pokazane prace, ale co z tego, że je zobaczysz jak tak naprawdę nie wiesz o co chodzi. Pół biedy jeśli znasz tekst, do którego był robiony ten projekt. Ale nawet jeśli znasz ten tekst, a nie wiesz jakie ktoś miał założenie, bo staramy się jednak interpretować te teksty, więc dla mnie wystarczyłoby po prostu pięć, dziesięć zdań przy nazwisku, dlaczego to w ogóle tak jest. A nie że myślisz „dobra, fajne, ale o co chodzi?”, bo jednak zazwyczaj o coś chodzi.

MS: Nie lubię też tego na rzeźbie, że u nas jak jest wystawa to ona jest zawsze strasznie niema. Bo jednak jeżeli wchodzisz do przestrzeni, gdzie masz dużo obiektów to zazwyczaj to jest trochę jak w kościele, trochę jak na cmentarzu, trochę jak w kaplicy.

MZ: Jakby było w kościele to jest jakiś zapach, jakaś muzyka…

MS: A tutaj to jest takie hermetyczne, wchodzisz do takiego pojemniczka i jest „STOP: TERAZ SZTUKA, NAPAWAJCIE SIĘ, CHŁOŃCIE”. I ok, widzę pracę, podoba mi się, mogę ją zinterpretować na 15 różnych sposobów, tytuł jest „efemeryczność” i nie wiem nic. Irytuje mnie to, bo potem spotykam tego człowieka, wiem o czym jest ta praca to dla mnie jest to absolutnie genialne, ewentualnie absolutnie do dupy i dlaczego nie mogłam się o tym dowiedzieć na wstępie? To jest ten minus. Podoba mi się ta tendencja, że u nas jest dużo prac, które mają w sobie narrację i są ciekawe, im ten opis dużo daje. Plus rozwijanie warsztatu to też jest umiejętność wysławiania się i syntezy, która przeważnie jest bardzo logiczna. A rzadko kiedy są prace czysto abstrakcyjne, sztuka dla sztuki. I mnie to boli jak widzę pracę, której nie rozumiem, ale nie dlatego, że nie znam środków wyrazu, tylko nie znam zamysłu, nie wiem skąd, co i dlaczego.

MZ: Pół biedy jak jest to twój wydział i znasz tych ludzi.

MS: Tak, i jak masz figurację to jest prościej. Z resztą ja naprawdę lubię muzykę i jak ja wchodzę i przez 5 godzin nie słyszę nic to ja się czuję jak w szpitalu.

MZ: A odnośnie tego to mi się czasem nie chce pracować na Akademii, dlatego że tam jest tak nijak. Na drugim roku byłam w pracowni, gdzie przez cały rok były stoły obklejone strechem i na tym strechu były rozlane farby i tak dalej, a na ścianach przyklejało się byle jak swoje projekty. Tam był klimat, przychodziłam i lubiłam tam siedzieć.

MS: Jak jest wystawa to ja rozumiem, że ma być ładnie i czysto, ale malowanie ścian co roku… Dla mnie jest to jakiś dysonans jak wchodzisz do pomieszczenia, które się nazywa „pracownia” i są tam prace, ale nie ma śladu po pracy, równie dobrze mogę je wtedy postawić w sklepie na półce. Ja lubię jak wchodzisz i tu się nie da przejść, a tu jakiś człowiek pije kawę z miski do robienia gipsu. O to chodzi. Serce mi pękło jak na wystawie Pierwszej Grupy Krakowskiej zobaczyłam zdjęcie jak ludzie jeden na drugim siedzieli, malowali, sztalugi przyklejone jakkolwiek, wszystko krzywo, ten kręci temu fajkę, ci grają w karty i na tym polega pracownia. A przecież to się nadal dzieje.

MZ: Szkoda, że nie możemy tych ścian pomalować, na przykład, na czerwono.

MS: Albo dlaczego nie możemy ich nie malować wcale, u nas był taki piękny rozprysk z kawy, chlusnęło w każdą stronę na dwa metry. Wyglądało cudownie.

MZ: Mówiłam ci wcześniej jak byłam na wystawie na Akademii w Bratysławie, to była normalnie otwarta wystawa, ale na środku jednej z tych sal siedziała dziewczyna i coś sobie malowała, inna robiła coś innego, to żyło. Widać było, że one coś w międzyczasie robią, niezwiązanego z tą wystawą.

MS: Jest za mało studenta. Nie liczy się tylko efekt końcowy, ale też to, co robisz po drodze. To jest mega rozwijające, pojawia się mnóstwo rzeczy, w połowie pracy musisz ją rozwalić i zrobić od nowa.

MZ: Chciałabym też pokazać proces powstawania pracy, czasem się pokazuje szkice, ale można by było więcej. Na przykład inspiracje i tak dalej.

MS: Ale to też musi być „ładne”. Czysta estetyczna plansza, na której są „ładne” zdjęcia i wszystko ma być „ładne”, żeby ktoś przyszedł i zobaczył, że jest „ładne” i zrobił zdjęcie i podpisał „ładne”. Ja bym wolała, żeby była tablica korkowa, do której są przypięte jakieś wymiętolone szkice, ewentualnie krótki opis, w którym momencie się to zepsuło i co trzeba było robić.

MZ: I ogólnie porażki, które są przecież mega budujące.

MS: Dobra, może przejdźmy do następnego pytania

Wrażenia po Orońsku, jak ci się podobała konferencja?

MZ: Jechałam z taką myślą, że mnie to nie dotyczy, ale bardzo mi się podobało. Stwierdziłam nawet, że to było bardzo scenograficzne. Różny był poziom tych wykładów, ale bardzo inspirująca była pani Paulina Pukyte, podobało mi się co robiła, sposób jej myślenia, ale także wysławiania się. Pięknie o tym mówiła, żywo. Cały ten temat był ciekawy, wiadomo, że opierało się to głównie o rzeźbę, ale miałam takie wrażenie, że w pewnym momencie już nie mówimy o rzeźbie.

MS: Tam było strasznie dużo socjologii. Jeśli już zajmujemy się sztuką to przecież wszystko jest dla ludzi, to nie jest po to, żeby stało zamknięte, musisz wiedzieć dla kogo tworzyć, żeby tworzyć coś, co zadziała.

MZ: Tak, wszystko się na tym opiera. Każdy też wie, że rzeźba teraz to nie jest już tylko lepienie z gliny, każdy to wie, ale fajne było to, że to przechodziło w instalację, performance… Jest taka tendencja, która mi się bardzo podoba, że sztuka się zaczyna robić interdyscyplinarna i skupiasz się na jakiejś dziedzinie, ale nie jest to zamknięty krąg. Fajnie, że byli ludzie z różnych środowisk, z różnych krajów, mający różne spojrzenia. Tylko szkoda, że nie było po równo, bo chyba było więcej teoretyków.

Ty byłaś też pierwszy raz? Jak to wyglądało z perspektywy rzeźbiarki?

MS: Tak. Dla mnie wykłady były nierówne. Miałam w oczach rozpacz, kiedy wykład, który nie był bardzo poruszający, raczej informujący, trwał długo, a wykład, który zawierał tak dużo informacji, które nawet lepiej byłoby przeczytać, żeby je przyswoić niż starać się nadążyć za tym co mówi prowadzący, gdzieś uciekał. Ale nawet pierwszy wykład wprowadzający był mocno otwierający oczy, dojrzały i to była mega odskocznia od myślenia akademickiego. Oczami kogoś, kto siedzi w tym głęboko, od dawna. I to na skalę światową, a nie tylko zamknięte w Polsce, w tym naszym wąskim kręgu. Nie podobały mi się dyskusje, bo czasem padało „proszę zadawać pytania” i padało pytanie, na które sam pytający odpowiadał przez 40 minut, błąkając się po jakiś filozoficznych stepach i opisując słowo „grafiki” czternastoma słowami to…jest to nieprzyjemne. I chyba było tam czasem zbyt prywatnie. Chociaż do pewnego stopnia było to rozwijające, ale kiedy ludzie zaczynali sobie skakać do gardeł to było mniej ciekawie. Ale Orońsko było mega rozwijające. Nawet jak wracałam to zmieniłam całą koncepcję mojej rzeźby. W ogóle milion przemyśleń i, że tak powiem, wróciła mi wiara w rzeźbę. Z tego naprawdę można wiele wyciągnąć tylko trzeba trochę zluzować. Fajne też było myślenie, że to nie jest tylko dla wybranych, to nie musi się wznieść na wyżyny, to było takie nawet designerskie myślenie o rzeźbie. Podobało mi się, że ona była taka… bardzo logiczna - nie przez formę wyrazu - achh tutaj będzie delikatne pociągnięcie - tylko jak przetworzyć to na obiekt abstrakcyjny który jest logiczny dla każdego umysłu.

MZ: Myślę że minusem tej dyskusji było nasze rozmieszczenie, że to nie było koło tylko było jakieś podawanie mikrofonu, był jakiś dystans: tutaj są artyści, a tutaj jest widownia. I szkoda, że to nie miało troszkę luźniejszej formy bo mi się wydaje że to by pomogło. I coś jeszcze chciałam powiedzieć i zapomniałam. Coś o tym, że to było no, otwierające. A! I jeszcze w ogóle nie lubię takiego języka pseudonaukowego... zadajesz pytanie i ja już się w połowie gubię bo to jest tak pięknie ułożone pytanie literacko, że w sumie nie wiem o co chodzi.

MS: Mnie bolało że one miały bardzo dużo mądrych słów, za którymi się kryło absolutne zero logiki, w połowie tego pytania zaczynałaś zauważać że coś nie gra. To, co można powiedzieć w dwóch zdaniach jest powiedziane w dwudziestu i te 20 zdań wcale tego nie wzbogaca. To było takie krążenie wokół tematu jakby dotknięcie go spowodowało jakąś super eksplozję i wszyscy mielibyśmy umrzeć, tylko dlatego że ty zadałeś pytanie które składa się z 5 słów. Można. I właśnie na tym polega umiejętność posługiwania się językiem, żeby streścić to co się chce powiedzieć, żeby to było logiczne proste, wrr.

MZ: Fajne było też właśnie to, że… a w ogóle to wiem co miałam wcześniej powiedzieć. Jak powiedziałaś o tej motywacji, zmianie postrzegania. Czasem też mam takie poczucie, że chodzę do teatru, chodzę do kina i jestem na bieżąco, ale że tak w ogóle to powinnam chodzić na wszystko, nie że tylko do teatru, nie że tylko czytać książki i nie że tylko oglądać filmy.

MS: Dokładnie, bo w filmach są książki a w teatrze jest kino.

MZ: Tak, to jest jedno, i to mi się gdzieś łączy, ale rzeźba też mi się łączy, intermedia też mi się łączą i architektura wnętrz też. Że powinnam chodzić na więcej, im więcej chodzę to zauważam że kurczę, w ogóle to jest jeszcze za mało. Szkoda że na wszystko nie mam czasu, są rzeczy które bardziej rozwijają, szkoda też że nie zawsze o wszystkim wiem. Też o Orońsku dowiedziałam się dlatego, że jestem tutaj w pracowni i gdyby nie to, to bym po prostu tam nie pojechała. W sensie no wiem, że Orońsko jest i jest tam Centrum Rzeźby, ale raczej nie pojechałabym sama z siebie na konferencję która jest na jakimś zadupiu.

MS: Ja się w ogóle dowiaduje o wszystkim z opóźnieniem bo wszystko jest na maila, a nasze pokolenie nie używa maila. Czasami stwierdzam a poszłabym na wystawę, i są 3 wernisaże a ja nie wiem jak wybrać. Brakuje mi tej zwięzłej informacji, nie imię nazwisko artysty, studiował tutaj i tutaj i żyje od x lat w Krakowie bo mnie to guzik obchodzi czy on mieszka Krakowie czy w szałasie.

MZ: No właśnie, tylko czym się zajmuje, co jest jego konikiem.

MS: Albo opis prac na zasadzie krzyczą, wyją, są wredne, są żartem.

MZ: I nie od razu opis kuratorski, bo kiedy trzeba będzie to po niego sięgnę, ale nie w momencie wybierania wystawy. To by było fajne...

MS: No, to by było fajne.

MZ: Zróbmy to.

Śmiech.

To może dla odmiany, co ci się podoba.

MS: O NIEEE. To znaczy, po pierwszym roku mi jest teraz tak lekko na sercu, dlatego że nikt mi nie mówi co mam robić i to jest takie piękne. Teraz mamy pracować, a nie TO JEST ZADANIE I MASZ JE ZROBIĆ. To jest tak niesamowity oddech, Przyszłam na rzeźbę, powiedziałam co wymyśliłam i po półgodzinnej korekcie wiedziałam już wszystko, myślałam że się popłaczę ze szczęścia. Znaczy, z jednej strony to jest fajne z drugiej niefajne, bo jednak jeżeli masz dużą dowolność to tak naprawdę [dramatyczna pauza] ,,wolność to niewola Orwell”, to znaczy jeżeli możesz zrobić wszystko to nie wiesz co zrobić i jesteś w kropce, a tutaj jest fajne to, że jeśli wymyślisz projekt to możesz go później zmienić dziesięć razy. Podoba mi się to ile teraz jest pracy intelektualnej, Cały czas o tym myślisz, idziesz do kina zmienia się, porozmawiasz z kimś zmienia się. Teraz się myśli, teraz się rzeźbi na płaszczyźnie intelektualnej, czyli robi się to na czym najbardziej mi zależało. Podoba mi się też to że profesorzy są całkiem ludzcy, podchodzą do ciebie poważnie i korzystanie z ich wiedzy jest bardzo przystępne, wystarczy zapytać i masz odpowiedź. To jest wygodnickie ale też przyjemne. Że tak powiem bardzo spoko polecam, 7/10. A co tobie się podoba?

MZ: To znaczy ja sobie mogę narzekać i generalnie lubię narzekać, jestem Polką.

MS: Każdy lubi narzekać.

MZ: Narzekanie jest fajne. Mogę wyliczać co mi się nie podoba ale tak naprawdę ja czuję, że zrobiłam bardzo duży progres, już nawet nie mówię o stronie estetycznej ale o moim myśleniu i moim postrzeganiu świata. Są rzeczy które mi się nie podobają, ale mimo wszystko wychodzę na plus. Fajne jest to, że mam wolność tworzenia. To znaczy, u nas jest trochę inaczej, mamy te tematy, mamy teksty i do konkretnych tekstów musimy coś zrobić. Często się wkurzam że mi ktoś coś odrzucił, chociaż uważam że to było spoko i rozpaczam, jest koniec świata, bo to było w ogóle najlepsze co zrobiłam. Oczywiście się okazuje, że wcale nie było najlepsze i stać mnie na więcej, ale mam taką możliwość eksperymentowania. Czasem robię coś dlatego, że mogę sobie na to pozwolić, nie wiem jak będzie później, ale tutaj mogę robić naprawdę odjechane rzeczy i mam na to naprawdę wolną rękę. Mogę korzystać z wiedzy, z doświadczenia ale przede wszystkim widzę u siebie zmianę myślenia i to jest najfajniejsze, że jednak coś we mnie drgnęło. Nie tylko to, że umiem coraz więcej zrobić, fizycznie, ale coraz więcej myślę nad tym co robię i dlaczego tak to robię.

MS: I to myślenie też jest coraz łatwiejsze.

MZ:Jest coraz łatwiejsze, wysławianie się jest coraz łatwiejsze, opowiadanie o swoich projektach, bo na początku to w ogóle masakra, no nie? W sensie, załóżmy że sobie coś intelektualnie wymyśliłam, że to jest takie, a tu tak..

MS:A później to powiedzieć to była zgroza?

MZ: Powiedzieć, żeby ktoś to w ogóle zrozumiał co ja mówię i co ja mam na myśli. Teraz to dużo łatwiej przychodzi i to jest umiejętność, o której się nie mówi, że akademia nam ją daje a jednak jest super ważna i to nie tylko w ,,tej artystycznej” części naszego życia tylko tak ogólnie, to jest fundamentalne.

MS: Cool.

To teraz jakieś pytanie, nie?

MZ: A kiedy konfrontujesz się ze swoim, obie nie jesteśmy z Krakowa, nie chcę powiedzieć starym życiem, bo to brzmi głupio...

MS: Ale jest starym życiem.

MZ: Starym życiem w sensie miejscowością, ludźmi, to co? Ja mam na przykład takie poczucie, że się zmieniłam, nie wiem czy na dobre czy na złe, nie mnie to oceniać, mam nadzieję że na dobre, ale tak się zmieniłam, że ciężko mi znaleźć wspólny język. Z ludźmi z mojej miejscowości, szkoły, bo wydaje mi się że poszliśmy w tak różne strony że gdzieś zanikło to porozumienie, mam wrażenie że żyjemy w innych światach.

MS: Mam tak samo. To znaczy, z jednej strony to jest tak że nie dogadujesz się kompletnie dlatego że twoje myślenie się po prostu zmieniło i nawet ci się nie chce, wiesz, bo bez sensu jest wmawianie komuś czegoś na siłę, a twój rozwój to twój rozwój i co wygraliśmy to nasze, z drugiej strony o pierdołach rozmawia się świetnie, ale to trzeba lubić być idiotą.

MZ: No to to tak, ale, ja już nie mówię o sztuce bo ja w ogóle nie chcę rozmawiać z nimi o sztuce.

MS: Ja unikam tematu sztuki jak ognia. Jak ktoś pyta co robisz na akademii to jest od razu: nie ważne, ja nie chcę tego tłumaczyć, mi się nie chce, chcesz to ci wydrukuję broszurkę, daj mi spokój, w ogóle to nie, nie ma tematu takiego i nie.

MZ: Ale nawet społeczne tematy.

MS: Społeczne tematy jednak mi idą łatwiej. Miałam wcześniejsze powiedzmy dwa życia, bo najpierw mniejsza miejscowość a później do plastyka 15-19 lat, czyli kiedy się dorasta i kiedy się pracuje i poznaje się masę ludzi. Z niektórymi nie widzę się pół roku lub więcej, ale kiedy się spotkamy wciąż czuję tak otwarte umysły że możemy porozmawiać o wszystkim, jednak o sztuce się nie rozmawia. Ale z większością kontakt się urwał, tematy wygasły.

MZ: Mi się wydaje że moje poglądy w ogóle się zmieniły, w sensie postrzeganie świata. Często nie ze wszystkimi się już dogaduję, były osoby które przez wiele lat były mi bliskie i nagle po skończeniu liceum i przyjściu tutaj okazało się, że z kompletnie innymi osobami się teraz trzymam. Gdyby mi ktoś kilka lat temu powiedział z kim się będę teraz dogadywała to by było takie: pff jasne, ale teraz to się bardzo poprzestawiało, to było dla mnie zaskoczenie.

MS: Miałam bardzo podobnie ale przyjmuję to jako rozwój. Rozwój się propsuje.

Dobra zmiana pytania, o wakacje, po prostu wakacje, co robisz w wakacje?

MZ: No ja wakacje mam akurat nudne, no kurcze, no pracuję, nie?

MS: No to witaj w klubie.

MZ: No więc bez szału. No i od kilku lat wyjeżdżam. Ale to jest super doświadczenie. Wiadomo, że nie pracuję w teatrze bo teatry są zamknięte w wakacje więc wyjeżdżam nie dość że za granicę gdzie jest zupełnie inne środowisko, to nie biorę ze sobą komputera, jasne że mam dostęp do internetu i mam ze sobą telefon, ale nie robię żadnych projektów. Dużo w te wakacje rysowałam i to było takie niewymuszone, zupełnie inne. Też jestem gdzieś nagle wrzucona sama, bo wyjeżdżam sama, a ja zazwyczaj nie lubię być sama, bo jakoś tak jestem chyba społeczną istotą, nie? No w każdym razie w miejscu którego nie znam, z ludźmi z którymi bym się nie spotkała, z ludźmi których nie rozumiem, ani oni mnie. Nagle jestem w środowisku w którym zaczynam zauważać dużo rzeczy, i to są super rzeczy, zaczynam się dowiadywać, fajnie że mam możliwość dowiadywania się czegoś nowego o sobie i o świecie, że jestem taka odcięta, wtedy mogę robić wszystko, wychodzę i wstaję o 5 rano, idę nad rzekę, zabieram się coś co nie jest w moim typie, ale mam na to ochotę, spotykam się z kimś, z kim bym się nie spotkała. To nie jest takie przekraczanie granic, jednak robię to na co mam ochotę, cały czas robię to na co mam ochotę i to jest fajne. Lubię tak się odcinać. Czasami potrzebuję takiego resetu, że wyjeżdżam gdzieś na 3 dni i mnie nie ma. Potrzebuję takich bardzo małych rzeczy, robienia czegoś innego, żeby spojrzeć z dalszej perspektywy. Twoja kolej.

MS: OK. U mnie wakacje to jest robota. Zawsze praca praca, raczej poświęcam na nią większość czasu w wakacje, ale jeśli już coś wybieram to jest to zawsze związane z ludźmi, wskakuję w nowe środowisko. Staram się trafić do ludzi którzy są inni, różni...

MZ: Nie studenci rzeźby.

MS: TAK, dokładnie. W wakacje staram się też absolutnie odcinać od tworzenia. Jeśli muszę to zrobię jeden szkic czegoś na miesiąc, ale generalnie staram się nie tworzyć nic, dlatego że muszę mieć naprawdę taki reset umysłu. Muszę przyjść po 3 miesiącach nic nie robienia, dostać zadanie i się zaczyna: o matko, gdzie jest ta szufladka w mózgu odpowiedzialna za robienie czegoś kreatywnego? Muszę wystartować od zera i się rozpędzić, mam mega przesyt po całym roku. Nawet jak przychodzę zarżnięta po 14h pracy, jestem zmarnowana i nieżywa, to mam taką satysfakcję z tej odskoczni, że to nie jest nic „artystycznego”, że rozwijam inne umiejętności, które później się przydadzą. W rzeźbie na przykład bardzo dużo umiejętności z różnych dziedzin się przydaje, bo nigdy nie wiesz na jaki trafisz materiał albo co się zepsuje. Oczywiście też wyjeżdżam, bo przecież podróże kształcą. U mnie w podróżach zawsze coś nie wypali, zawsze coś się rozwali. Lubię zobaczyć jak tam jest inaczej, czasami oczywiście to jest zawód, jeśli myślisz że będzie super, a wcale nie jest tak super. Z drugiej strony to jest całkiem przyjemne, bo rzeczy, które ci się wydawały mniej wartościowe nagle skaczą w tej skali wartości i to jest ekstra.

Report Abuse

Login or Register to edit or copy and save this text. It's free.